GazetaPraca.pl: Agencje biją na alarm
Agencje zatrudnienia postanowiły wziąć się za uzdrawianie rynku pracy. O pomoc poprosiły Państwową Inspekcję Pracy.
Agencje pośrednictwa pracy to firmy łączące kandydatów z pracodawcami. Przedsiębiorstwa zamawiają określoną liczbę pracowników, a pośrednik dokłada wszelkich starań, by zapełnić wakaty ludźmi z odpowiednimi kwalifikacjami.
Podmiotów żyjących z pośrednictwa pracy jest w Polsce ponad 6,5 tys., a ich liczba stale rośnie. Dekadę temu było ich 2,6 tys., a na koniec 2015 r. już 5,9 tys. Wymagania formalne są niewielkie. Wystarczy uzyskać certyfikat wystawiany przez marszałka województwa (skutkuje wpisem do Krajowego Rejestru Agencji Zatrudnienia). Nie ma też ograniczeń co do formy prowadzonej działalności. Oznacza to, że agencją może być zarówno jednoosobowa działalność gospodarcza, jak i spółka notowana na giełdzie. Może ją założyć niemal każdy. Przykładowo w 2014 r. 11 agencji zarejestrowały związki zawodowe, a siedem kościoły. W tym miszmaszu nietrudno o firmy, które nie działają zgodnie z prawem.
Za dużo kręcenia
Przez lata prywatne pośredniaki przywykły, że jest więcej rąk do pracy niż ofert. Ludzie skarżyli się na niskie stawki, pracę z dala od domu czy przerzucanie pracowników pomiędzy agencjami.
Ostatni punkt budzi szczególne kontrowersje. Zgodnie z prawem praca tymczasowa nie może trwać dłużej niż 18 miesięcy u jednego pośrednika. Przed upływem 18 miesięcy pracownik tymczasowy był więc "przenoszony" do innej agencji (czasami spółki córki), a jego faktyczne miejsce pracy się nie zmieniało.
Efekty takiej polityki poznał Stanisław, 46-letni nauczyciel fizyki, którego niż demograficzny pozbawił pracy w szkole. Pięć lat temu dostał propozycję pracy w supermarkecie. - Pensja nie była oszałamiająca, bo 1,5 tys. na rękę, ale z kolegą uznaliśmy, że lepiej mieć niewiele, niż nie mieć wcale. I tak zostaliśmy "tempami". To od angielskiego "temporary job" - tłumaczy. - "Tempy" z jednej agencji obstawiali kasy, a z innej zaopatrzenie. Jeszcze z innej sprzątali. Wielki supermarket stał "tempami". Na stałe zatrudnione były jedynie osoby z kierownictwa - opowiada.
Zdarzały się przypadki spektakularnych awansów, kiedy to na przykład koleżanka z ekipy została kierowniczką zmiany kasjerów. Częściej jednak widzieli przypadki spektakularnego omijania przepisów. Po ponad roku agencja zakomunikowała, że albo podpisze umowę ze wskazaną przez nich agencją, albo straci pracę. Zgodził się.
Twierdzi, że w porównaniu z innymi pracownikami miał szczęście. - Zostałem na kasie, chociaż niektórzy z mojej grupy zostali przeniesieni do ekipy sprzątającej. W końcu okazało się, że cały sklep obsługują ludzie zatrudnieni w trzech współpracujących ze sobą agencjach. Pewnie ich właściciele nieraz sobie gratulowali, jaki świetny biznes wymyślili - opowiada Stanisław.
Biznes rzeczywiście jest rentowny. W ubiegłym roku rynek pośrednictwa pracy wart był 6,5 mld zł. Pracę znalazło nieco ponad milion osób. Lwia część, to "tempy" - 700 tys. osób. Stanisław już nie jest jednym z nich. Znalazł pracę w gimnazjum i społecznym liceum. Czas spędzony na kasie wspomina dobrze, ale o całej biurokratycznej otoczce mówi "za dużo kręcenia".
Troska czy donos?
Właśnie na to "kręcenie" - czyli wymienianie się pracownikami - uwagę inspektorów PIP zwrócił SAZ (Stowarzyszenie Agencji Zatrudnienia). Zwłaszcza na to, że część firm z branży nie ma wymaganego certyfikatu (nie są wpisane do KRAZ), stosuje nieetyczne zapisy umów obciążające pracowników np. bardzo wysokimi karami za spóźnienia lub wzięcie urlopu "na żądanie". Zawiera umowy o wolontariat, a po jego zakończeniu płaci pod stołem. Zdaniem SAZ niektóre firmy nie płacą też podatku VAT, tworząc istniejące wyłącznie na papierze konsorcja. Między należącymi do takiego papierowego konsorcjum firmami krążą faktury, by w efekcie obroty utrzymywały się poniżej wartości wskazanej w Ustawie o podatku od towarów i usług. Dzięki temu są zwolnione z płacenia VAT-u.
Nieuczciwi pośrednicy kombinują też z umowami, łączą np. etaty z umowami o dzieło. Potem dzielą pensję - 10 proc. to wynagrodzenie z etatu, a 90 proc. z umowy cywilnej.
Prezes Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia Jarosław Adamkiewicz zapewnia, że skarga jego organizacji jest wyrazem autentycznej troski o standardy panujące na rynku pośrednictwa pracy.
- Jako jedyna organizacja branżowa powołaliśmy w styczniu 2015 r. rzecznika praw pracowniczych. Jego rolą jest rozstrzyganie skarg pracowniczych i czuwanie nad jakością obsługi pracowników w agencjach zrzeszonych w SAZ. Poza tym od dwóch lat postulujemy o uregulowanie branży, np. poprzez wprowadzenie gwarancji bankowych dla nowych podmiotów, próbnej certyfikacji czy też rejestracji umów o dzieło w ZUS - wymienia. Swoje postulaty organizacja przedstawiła już Ministerstwu Rodziny Pracy i Polityki Społecznej, a kłopoty branży omówiła podczas prac Rady Dialogu Społecznego.
Adamkiewicz przekonuje, że nie zamierza walczyć z konkurencją rękami inspektorów pracy. - Nam nie chodzi o eliminację konkurencji i małych firm. Ponad połowa naszych członków to agencje małe. Nam chodzi o ukaranie tych, którzy omijają prawo i są bezkarni, bo po kilku miesiącach likwidują biznes i nie można ich złapać - akcentuje.
Faktycznie, co roku z rynku znika od kilkuset do 1 tys. agencji. - Ani jedna instytucja państwowa nie zastanawiała się, dlaczego tak się dzieje - mówi Adamkiewicz. Podkreśla również, że ten trend przybiera na sile, dlatego potrzebna jest jak najszybsza interwencja.
Olbrzymie konsekwencje
Skala przekrętów popełnianych przez nieuczciwe agencje może być gigantyczna. W 2013 r. trzy powiązane ze sobą agencje pośrednictwa pracy, świadcząc usługi outsourcingu, oszukały 25 tys. pracowników, nie płacąc za nich składek do ZUS. Media nadały sprawie kryptonim "afera niderlandzka", bo oszukani pracowali za granicą. Straty skarbu państwa związane z tym zdarzeniem szacuje się na 80 mln zł.
- Takie historie potwierdzają konieczność wprowadzenia rozwiązań, które zaostrzą wymogi w zakresie funkcjonowania rynku pośrednictwa pracy w Polsce - kończy Adamkiewicz
Co na to PIP? Inspekcja jeszcze nie zajęła oficjalnego stanowiska w sprawie zawiadomienia, ale jak zapewnia Jarosław Leśniewski, dyrektor departamentu legalności zatrudnienia, agencje pracy i tak będą pod lupą inspektorów. W latach 2013-2015 przeprowadzili oni łącznie 1,2 tys. kontroli w agencjach pracy tymczasowej i u tzw. pracodawców użytkowników. Efekt? - Uchybienia stwierdzono u blisko trzech czwartych skontrolowanych podmiotów - wyjaśnia Leśniewski. I dodaje: - Czekamy na nowelizację Ustawy o zatrudnianiu pracowników tymczasowych, nowe przepisy ułatwią nam działanie, a pracowników obejmą większą ochroną - zapewnia.
W nowej ustawie ma znaleźć się zapis o tym, że decydujący jest czas spędzony u pracodawcy-użytkownika, a nie w agencji. To sprawi, że niemożliwe będzie traktowanie "tempów" tak jak Stanisława. Na razie nad ustawą pracują eksperci resortu pracy.
Źródło: Gazetapraca.pl